Treści z minionego tygodnia (20.06)
Alkoholowa sekta, w obronie Jacka Bartosiaka, artyści biznesu, autonomia Galicji, czy żyjemy wewnątrz czarnej dziury
Jeśli chcesz zapoznać się z tylko jedną rzeczą:
Lubię i szanuję Roberta Rutkowskiego, którego miałem okazję poznać. Podziwiam jego osobistą historię wyjścia z uzależnienia narkotykowego i prowadzenia praktyki terapeutycznej, dzięki której pomógł setkom, o ile nie tysiącom osób. W tej bardzo ciekawej rozmowie z Janem Śpiewakiem, toczącej się na kanwie ostatniego wyroku skazującego dla Kuby Wojewódzkiego i Janusza Palikota, za nielegalne promowanie alkoholu, Panowie analizują w ciekawy sposób polską kulturę alkoholową, oraz to dlaczego jednoznaczne badania naukowe, świadczące o rakotwórczości tegoż nie sprawiają, że konsumenci odwracają się od procentów.
Dla każdego robiącego poranne zakupy w Żabce oczywistym jest, że jako społeczeństwo jesteśmy dotknięci tym problemem. Osobiście mam poglądy wolnościowe i jak zwykle wydaje mi się, że drakońskie regulacje nie są najwłaściwszym rozwiązaniem. Każdy powinien chyba mieć prawo zabijać się w dowolny dla siebie sposób. Nikt też nie poradzi sobie z problemem tylko dlatego, że zmusi go do tego państwo. Musi chcieć tego sam. Zmiana powinna nastąpić kulturowo, co poniekąd zacząłem obserwować w swojej bańce, gdzie co i rusz poznaję osoby, które alkoholu nie piją w ogóle. W dziesiątkach twiiterowych nitek o zdrowym trybie życia widzę też zachęty do porzucenia tego legalnego narkotyku. Po przeciwnej stronie będą zwolennicy skandynawskich regulacji, którym nie można oczywiście odmówić skuteczności.
Dyskusja jest ciekawa. Warto obejrzeć:
Teksty:
Dobry jest ten tekst Rafała Wosia w odniesieniu do rzekomej afery plagiatowej Jacka Bartosiaka. Zgadzam się ze sporą jego częścią. Jeden z cytatów na zachętę:
Jest w tych zarzutach i coś martwiącego. To jest zjawisko szersze niż zarzuty Piegzika i Radziejewskiego wobec Bartosiaka. Chodzi o rodzaj przekonania, że opinie są własnością, która należy do autora, który je wygłosił. I na dobrą sprawę powinien je chronić jakiś rodzaj praw autorskich. Wymuszany - jeśli nie zapisami prawa, to przynajmniej presją środowiskową. Ten sposób myślenia wydaje mi się zniechęcający do wszelkiej wymiany myśli. To proces, na końcu którego każdy autor musi najpierw sam odkryć koło i Amerykę. W obawie by po drodze nie ściągnąć sobie na głowę kłopotów ze spadkobiercami Krzysztofa Kolumba (na szczęście autorstwo koła pozostaje sporne). Oby takie myślenie nie zwyciężyło nigdy.