4/2024 Jacek Dukaj - Po piśmie
Zacznę od osobistej uwagi. Ta książka mnie wykończyła.
Poniekąd byłem przygotowany na ciężary, bo jego „Perfekcyjna niedoskonałość”, o której swego czasu napisałem kilka słów, była tak odjechaną przygodą czytelniczą, że z powodzeniem mogłaby posłużyć za substytut jakiegoś psychodelicznego specyfiku.
“Po piśmie” zacząłem czytać bodaj w marcu i po pierwszym razie miałem w głowie trociny. Jacek Dukaj gra tu na tylu fortepianach, że jest to praca właściwie trudna do skategoryzowania. Czy to rozprawa filozoficzna? Kulturoznawcza? Antropologiczna? Na dodatek jest napisana językiem dosyć trudnym. Pełnym filozoficznych i literaturoznawczych odniesień.
Autor ma przy tym manierę profesora starej daty. Kto rozumie, ten rozumie, wszechstronnie wykształcony człowiek powinien nadążać, na maruderów nie czekamy, tylko pędzimy dalej z wątkiem.
Na pierwszy rzut oka myśl przewodnia tego eseju jest jednak prosta.
Człowiek jest zwierzęciem stadnym. W centrum jego życia jest interakcja z innymi. Transfer przeżyć między jednostkami. W toku historii ludzkość przeszła przez różne paradygmaty tej wymiany myśli. Dukaj wyróżnia trzy, oraz z właściwym sobie wdziękiem nazywa je „myślunkami”.
Pierwsza była epoka oralna. Przekazywanie informacji odbywało się bezpośrednio, osobiście i tymczasowo. Wiedza była połączona ściśle z osobą, która ją przekazuje, a jej zachowanie na dłużej zależało od pamięci słuchaczy. Pisarz podkreśla, że takie społeczeństwa były bardziej zależne od mistrzów i nauczycieli, którzy wiedli prym w utrwalaniu i przekazywaniu tradycji i historii. To w 90% utracony dla pamięci ludzkości czas baśni, legend i mitologii. Czas Homera i jego Iliady i Odyseji.
Następnie rodzi się pismo.
Geneza jest dyskusyjna. Czy za te narodziny odpowiada rzecz tak trywialna jak konieczność prowadzenia zapisów rozliczeń i długów? Czy malowidła naskalne miały zastosowanie praktyczne, czy to pierwsze próby dokonania transferu przeżyć poprzez zewnętrzny nośnik? Dukaj bawi się rozważaniami na temat przejścia z myślunku oralnego do pisemnego, ale nie to jest tutaj najważniejsze.
Pismo, poza nieocenionymi walorami kulturotwórczymi, o których autor bardzo dużo wspomina, stało się przede wszystkim katalizatorem rozwoju technicznego. Ot prosta wypadkowa nabudowywania się wiedzy pokoleń. Bez pisma nie mielibyśmy nie tylko kanonu cywilizacji zachodniej, ale także matematyki, medycyny, architektury, a wreszcie także płytki krzemowej, na którą migruje właśnie myślunek człowieka wykonując przejście do trzeciego paradygmatu transferu przeżyć - czasów postpiśmiennych.
Epoki, którą autor odmalowuje z fotograficzną precyzją. Rozpoczęliśmy drogę w kierunku bezpośredniego transferu przeżyć, za pomocą neurotechnologicznych rozwiązań w rodzaju VR, AR, czy neuralink. A pierwszym krokiem na tej ścieżce jest piorunujący rozwój komunikacji audiowizualnej, kosztem pisma. Wszystko to skutkuje rozwojem człowieka - przeżywacza, który żyje udostępniane w mediach społecznościowych życia innych. A tak naprawdę onlajnowe imitacje tych żyć.
„Spotykają się ludzie-przeżywacze i -,,Opowiedz mi o sobie".
Więc opowiadają. Jak opowiadają?
Wszedłem na Kilimandżaro, nurkowałem w rafie koralowej, trekkingowałem przez Andy, jadłem ryby fugu itd., itp. (Jesteśmy treścią naszych przeżyć).
Jeden z najlepszych wyróżników pokoleń wychowanych po przełomie 1989 roku odnajduję w łatwości i lekkości, z jakimi te dzieci Zachodu „inwestują w siebie”. Co to w praktyce oznacza? Wydawanie pieniędzy nie na dobra materialne, nawet nie na na naukę zapewniającą konkretne umiejętności (jak znajomość języków obcych czy programowania), lecz na przeżycia".
I długo postrzegałem to raczej jako pochodną tej podstawowej różnicy ekonomicznej: ich stać i nie mają poczucia winy, że ich stać.
Wszelako w kulturze postpiśmiennej to przeżycia są walutą statusu społecznego. Też jest to gospodarka - tylko że nienumeryczna. Wystarczy trochę pobywać "po salonach” i posłuchać, wedle jakiego klucza układają się dziś znajomości i kariery i strategie personalne. Nie ten sam najnowszy model iPhone'a, nie najdroższe zegarki, nie limitowane sneakery i nie najmodniejsza rzeźba ciała ustanawiają tę łączność duchową - lecz odkrycie między dygresjami i pozami, że piliśmy wino w tej samej tawernie na Sycylii, spaliśmy na Islandii u tego samego gospodarza i medytowaliśmy w tej samej kalifornijskiej pustelni mindfullness.
Bo jak się obwąchuje i parzy duchowo plebs? Tak samo - tylko że po taniości. Oglądaliśmy te same seriale. Chodziliśmy na te same koncerty. Żyjemy tych samych celebów. Gramy w te same gry.
Właściwie można byłoby to tak zostawić i pomyślelibyście, „ot, kolejna historiozoficzna zabawa konwencją”. Historycy dzielą dzieje na prehistorię, starożytność, średniowiecze itd. Geolodzy, biolodzy i antropolodzy widzą ten podział inaczej, marksiści dopatrują się w historii nieustannej walki klasowej i deterministycznego dążenia ku społeczeństwu bezklasowemu. Dukajowi, pisarzowi, wolno dokonać arbitralnego podziału epok ze względu na dominującą formę transferu przeżyć.
Wywód pisarza jest jednak oczywiście głębszy.
Na razie to my siedzieliśmy za kierownicą. Przejście z czasów oralnych do pisma i dzisiejsze, do bezpośredniego transferu przeżyć, nie zostało nam przecież podarowane przez obcą cywilizację. Można byłoby podejrzewać, że podmiot i przedmiot są tutaj oczywiste. Dukaj zwraca jednak uwagę, że w tym wypadku zaciera się granica między twórcą a tworzywem. Dominująca forma transferu przeżyć formatuje nas przynajmniej tak samo, jak my ją.
„Każda epoka pożycza język i metaforykę do opisu niewidzialnych krain ducha z opowieści akurat dominującej w nauce, kulturze. W czasach fascynacji odkryciami geologii i naukowego wyznaczania wieku Ziemi czuliśmy, że mamy w sobie piętrowe pokłady świadomości, pamięci, osobowości (stąd potem stratyfikacyjne systemy Freuda itp.).
W czasach rewolucji industrialnej i kultu maszyny parowej myśli, sny i instynkty pędziły rurami kognicji, a para frustracji buchała z nas w gwałtownych eksplozjach afektów. Elektryczność i komputery zmieniły nasze doświadczenie życia wewnętrznego w autodiagnostykę systemu operacyjnego duszy.
Czyż nie jest naturalne, że w epoce definiowanej przez nadświadomość naszych odbić w mediach społecznościowych i Big Data czujemy się rzekami hashtagów i trendów”
Czemu tak trudno nam to przyjąć? Bo nie mamy na codzień do czynienia z poprzednim myślunkiem, oralnym. Brakuje nam punktu odniesienia, porównania.
„Typowy test pomyślunku oralnego, wzorowany na badaniach Aleksandra Łurii, przeprowadzonych wśród niepiśmiennych plemion Azji w latach 30. XX wieku, brzmiałby tak:
Wszyscy chłopcy lubią się bawić w polowanie. Kobo jest chłopcem. Powiedz, czy Kobo lubi się bawić w polowanie?".
Na co odpowiada człowiek przedpiśmienny: „A czy ja znam tego Kobo? Czy ja znam jego rodziców? Czy on jest z wioski z północy, czy z wioski z południa? A na co ma być to polowanie?".
To kultura pisma wprowadziła umiejętność myślenia formalnego: dedukcję sylogiczną, długie ciągi rozumowań, symbole, niepodległe idee. Związek przyczynowo-skutkowy. Racjonalizm wnioskowania.
Jak będzie wyglądał świat postpiśmienny, czas przeżywaczy, pozbawiony części z tych ram?
I to jest chyba w tym eseju najciekawsze, bo sprawia, że łatwiej pojąć nam doniosłość czasów w jakich przyszło nam żyć. Jeśli dominująca forma transferu przeżyć, ten Dukajowski myślunek, definiuje żyjących w niej ludzi, nie mniej niż środowisko definiuje żyjące w nim organizmy (vide bioróżnorodność na różnych szerokościach geograficznych), to nagle między człowiekiem pisma, a postpiśmiennym pojawia się rów nie do zasypania. Okazuje się więc, że pomstowanie przez ludzi pisma na tiktokizację kultury jest czymś więcej niż zrzędzeniem na nowinki techniczne. Spotykają się bowiem ze sobą nie grupy mówiące dwoma językami, a dwa odrębne gatunki ludzi.
„Owa wymienność i wielokierunkowość transferów przeżyć dla nas, myśleńców pisma, czyni niezmiennie trudnym wejście w egzystencjalny pejzaż człowieka postpiśmiennego. Usiłuję znaleźć analogie, odpowiedniki, nazwy - „konfiguracje przeżyć", mapy rzek przeżyć”, „kierunki przepływów" - ale to wszystko jak opowiadanie neandertalczykowi o różnicach między windowsami i unixem.”
Czy warto czytać Dukaja? Po stokroć tak, ale ostrzegam - nie zasiadajcie do niego bez 110% skupienia, bo spędzicie przy nim circa 6 miesięcy. Ale może to po prostu skutek mojej zawziętości. #nevergiveup