28/2021 Tomaš Forrò - Apartament w hotelu Wojna
Z powodu rosnącego napięcia na ukraińskiej granicy, odtwarzam historię wojny na wschodzie tego kraju w 2014 i 2015 roku. Fenomenalny reportaż Tomasa Forro opowiadający te wydarzenia, skłania do refleksji na dwóch poziomach.
Po pierwsze bezwzględnie odbrązawia wojnę. Wydawać by się mogło, że to truizm, ale nierzadko kultura masowa wojnę gloryfikuje, fetyszyzuje i zaciemnia jej prawdziwy obraz. Słowacki reportażysta ukazuje jej beznadzieję, zgniliznę, oraz dewastujący wpływ na moralność jednostki i społeczne więzi. Bohaterowie to dwie strony konfliktu - ukraińscy żołnierze, donbascy separatyści, oraz walczący w obydwu obozach zagraniczni najemnicy, postaci żywcem wyjęte z "Psów wojny" Forsytha. Historię uzupełniają znajdujący się między młotem a kowadłem mieszkańcy Donbasu. Wszyscy aktorzy tej tragicznej opowieści stali się pionkami na szachownicy, przy której partię rozgrywają możni tego świata - politycy i oligarchowie. Stawką jest odbudowa rosyjskiego imperium, oraz integralność terytorialna i budująca się tożsamość Ukrainy. Choć czytelnik napoczyna tę opowieść mając swoje sympatie i antypatie, oraz utarty pogląd na polityczne tło wydarzeń, kończy ją z konstatacją, że na wojnie podobnie jak w polityce (a za Clausewitzem, wojna to w końcu przedłużenie polityki)- nie ma dobrych i złych stron, nie ma racji, moralnej wyższości, czy honoru. Jest jedynie naga siła i zniszczenie. Bez wątpienia tę ewolucję przechodzi także sam autor reportażu i jest to jedna z najmocniejszych stron książki.
Jest też druga warstwa tej historii. Mniej odnosząca się do jednostkowych tragedii jej bohaterów, a bardziej do polityki właśnie. Ukraina i Polska startowały w lata 90 z podobnego poziomu PKB. Przez ostatnie 30 lat my doganialiśmy zachód, a nasi sąsiedzi popadali w pogłębiające się zacofanie ekonomiczne i społeczne, oraz tożsamościowe rozdarcie. To wszystko oczywiście nie bez destrukcyjnego udziału swego wielkiego sąsiada ze wschodu. Wojna lat 14/15 to apogeum tego depresyjnego korkociągu. Ostatnio wrzuciłem na IS zdjęcie warszawskiego przystanku autobusowego z reklamą Chanel no.5 i dopiskiem „I guess we made it”. Prawda jest bowiem taka, że na wielu poziomach - we made it. Opisana przez Tomasa Forro historia pokazuje, co wydarzyłoby się - if we didn't make it. Choć na codzień nie stronię od krytyki zbyt wolno dokonywanych w Polsce zmian i zaprzepaszczonych szans, nie wolno nam nie docenić tego, czego dokonaliśmy w ostatnim 30 leciu nad Wisłą, oraz wyrazić wdzięczności dla tej części klasy politycznej, która gnana siłą naszego ciążenia ku zachodowi popchnęła nas w kierunku UE i NATO, zapewniając nam nieco spokojniejszy sen w momentach zbliżającej się geopolitycznej zawieruchy. Czy to wystarczy? Nie wiem, ale mogło być znacznie gorzej.