25/2023 Zbigniew Parafianowicz - Polska na wojnie
O tym, czy chcieliśmy zabrać Ukrainie Lwów, o przytulaniu Zełenskiego i kto jest rosyjskim, a kto niemieckim agentem
Wszyscy mają mambę...
Od dawna nie było książki, która przetoczyłaby się przez Twittera i YouTube’a z takim rezonansem. Parafianowicz zrobił rundę po wszystkich znanych mi programach, kanałach i audycjach. Natknąłem się też na niezliczone nitki, cytaty i odwołania do niej, u osób od prawa do lewa.
Skąd ten szał?
Poniekąd mamy tu do czynienia ze swoistym politycznym „pudelkiem”. Anonimowi rozmówcy. Nieformalne relacje. Plotki. Trzeba jednak oddać autorowi, że o ile jest to w pewnej mierze rubryka towarzyska, to nie jakaś tam drugoligowa, tylko taka z wglądem do najwyższych czynników państwowych.
Jeśli ktoś poczuje się dzięki temu choć nieco rozgrzeszony, to proszę bardzo.
„Polska na wojnie” odkrywa dla nas zakulisowe funkcjonowanie państwa w przededniu, oraz w trakcie wojny na Ukrainie. Opisuje zdarzenia, od próby wyznaczenia przez Polskę długofalowej strategii podczas nieformalnych spotkań PL-UA w Wiśle, jeszcze przed rosyjską agresją, pokazuje więź jaka wytworzyła się na linii Duda-Zełenski w pierwszych tygodniach wojny, ujawnia reakcje na bezprecedensowe wydarzenia, takie jak uderzenie rakiety w Przewodowie, kończąc na politycznym konflikcie między naszymi krajami w drugiej połowie 2023. Świetnie opisane są nieformalne relacje polskich władz z Ukraińcami, Amerykanami, oraz wewnątrz kręgów rządowych w Polsce. Doniesienia, które dotychczas tylko szczątkowo docierały do opinii publicznej.
Czyta się to bardzo dobrze. Formuła wypowiedzi ministrów i innych najwyższych oficjeli państwowych jest podana atrakcyjnie.
Najlepszą cechą tej książki jest jednak coś zupełnie innego.
Jest to opracowanie doskonałym lekiem na komunały, powtarzane do znudzenia przez politycznych betoniarzy z obydwu stron wojny polsko-polskiej. Insynuacje i oskarżenia tak niedorzeczne, że od samego słuchania boli brzuch. A jednak, w najlepszym stylu mistrza propagandy, Josepha Goebelssa, kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą i sączy się do umysłów mieszkańców krainy nad Wisłą, dzieląc rodziny, zatruwając stosunki osobiste i formalne, uniemożliwiając szybszy i sprawniejszy skok rozwojowy naszej gospodarki.
Od generała Pytla, propagującego w GW jakieś bzdury o działającym na korzyść Rosjan rządzie RP, poprzez odpłacającym pięknym za nadobne funkcjonariuszom politycznym z drugiej strony sporu politycznego, kończąc na Naczelniku krzyczącym z mównicy o niemieckiej agenturze Tuska.
Gdybyśmy potrafili wydobyć się choćby z tego ścieku, nasze życie publiczne zyskałoby na tym epokowo.
Książka Parafianowicza może się temu jakkolwiek przysłużyć. Dowiadujemy się bowiem o definitywnie patriotycznym i propaństwowym zachowaniu rządzących. Ich winą nie jest zdrada, a naiwność, żądza poklasku, bylejakość, brak długofalowej wizji. Stałe punkty programu, wałkowane przez obserwatorów naszej polityki od dziesięcioleci.
Poza szczyptą niesmaku i obawą o przyszłość naszej Rzeczypospolitej pozostawia mnie jednak Zbigniew Parafianowicz także z nutą nadziei. Demokracja nasza jest jeszcze niedojrzała. Instytucje nieokrzepłe. Kuźnie kadr na dorobku. Może elity, których zasługi wykroczą poza patriotyzm, romantyzm i umiejętność mobilizacji w sytuacjach krytycznych, takie, które będzie cechować także polityczna sprawność, są dopiero na horyzoncie?