24/2022 Platon - Państwo, Ryszard Legutko - Krytyka demokracji w filozofii politycznej Platona
W mijającym roku wróciłem do spraw naukowych. Biorę w związku z tym udział w kilku seminariach. Najciekawsze z nich dotyczy kryzysu demokracji liberalnej. W nawiązaniu do tej tematyki zanurzamy się w refleksjach na temat tego ustroju, znanych od czasów antycznych. A starożytni mieli do niego stosunek cokolwiek niejednoznaczny. Przypadło mi w udziale poprowadzenie kilku spotkań na temat krytyki demokracji wyłożonej w szeregu dialogów przez Platona. Posłużyła mi do tego m.in. rozprawa habilitacyjna Ryszarda Legutko z 1990 roku.
I choć z perspektywy XXI wieku wydaje nam się, że niedociągnięcia demokracji uwidoczniły się dopiero pod wpływem rozwoju społecznego i technologicznego ostatnich 100 lat, okazuje się że słabe strony i wewnętrzne sprzeczności tego ustroju były dostrzegane już 2500 lat temu. W ogóle odnoszę wrażenie, że czasy sprzed XX wieku pakujemy stereotypowo do jednej zbiorczej kategorii jakiś mniej lub bardziej tyranicznych systemów monarchicznych. Historię zaś widzimy deterministycznie, jako powolny acz nieubłagany marsz ku oświeceniu, wolności, równości i sprawiedliwości. A co jeśli historia zatacza koła i rację miał jednak Platon przedstawiając cykl istnienia systemów politycznych w sekwencji Monarchia -> Timokracja -> Oligarchia -> Demokracja -> Anarchia -> Tyrania? Opisana przez niego degeneracja tkanki społecznej, polegająca na stopniowym wzroście partykularyzmów nie tylko nie straciła bowiem na aktualności. Jest dziś chyba bardziej trafna, niż kiedykolwiek przedtem.
To nie jedyne uderzająco trafne, w odniesieniu do współczesności, spostrzeżenie wielkiego ateńskiego filozofa. W Prawach odnosi się on do zagubionego w demokracji szacunku dla wiedzy i doświadczenia, które padają ofiarą tyranii równości:
"Widownie w teatrze, dawniej milczące, zaczęły rozbrzmiewać krzykami, tak jakby zebrane tłumy znały się na tym co piękne jest w sztuce lub nie. I zamiast tego, żeby rządzili najlepsi, rozpanoszyły się tu rządy teatralnej publiczności. I gdyby naprawdę tylko tutaj powstały demokratyczne jakieś rządy wolnych mężów, nie byłoby w tym jeszcze nic tak bardzo złego. Ale nie skończyło się na muzyce. Z tych poglądów wzięło u nas swój początek urojenie, że wszyscy znają się na wszystkim i łamanie wszelkich praw, a w ślad za tym przyszła swawola. W przekonaniu bowiem, że są dość mądrzy, nie obawiali się już ludzie niczego, a z tej ich pewności siebie zrodziła się bezczelność. To bowiem, że ktoś nadmiernie w sobie zaufany i butny nie lęka się sądu człowieka mądrzejszego od siebie, jest właśnie tą nieszczęsną bezczelnością, która wyrasta na gruncie zbyt rozzuchwalonej wolności”
Czy nie są to wątpliwości, które targają nami podwójnie w czasach postmodernizmu i postpolityki? Odnoszę wrażenie, że spory o merytokrację, populizm, autorytety zajmują ogromną część agendy społeczno-politycznej XXI wieku. Podobnie rzecz ma się do zainteresowania obywateli sprawami publicznymi i wynikającymi z tego zagrożeniami. O "człowieku demokratycznym" pisze Platon:
„Tak sobie żyje z dnia na dzień, folgując w ten sposób każdemu pożądaniu jakie się nadarzy. Raz się upija i upaja się muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią. Często bierze się do polityki, porywa się z miejsca i mówi byle co i to samo robi. Jak czasem zacznie zazdrościć jakimś wojskowym, to rzuca się w tę stronę, a jak tym, co robią pieniądze, to znowu w tamtą. Ani jakiegoś porządku, ani konieczności nie ma w jego życiu, ani nad nim. On to życie nazywa przyjemnym i wolnym i używa go do końca” (561C-D)
Warto zadać sobie pytanie, co takiego skrywa w sobie demokratyczny system polityczny, że mimo upływu dwudziestu pięciu wieków, sformułowane wyżej zarzuty brzmią tak bardzo znajomo?
Teraz waga ciężka.
Nie próbując tutaj szczegółowo rozważyć dwóch doniosłych myśli Platona, czyli dualizmów epistemologicznego i ontologicznego, zasługujących nie tyle na krótką notkę, ile na pełnoprawną rozprawę naukową, pochylmy się mimo wszystko nad aspektem rozróżnienia na mniemania i wiedzę, które tak zajmowało filozofa. Dla przypomnienia - człowiek demokratyczny kieruje się w swoim życiu mniemaniami (doksa), czyli opiniami i potocznymi sądami na temat spraw, nie próbując dotrzeć do obiektywnego sedna zjawisk. Przykładem tej przypadłości są referowane przez Platona w dialogach, prowokacyjne dyskusje prowadzone przez Sokratesa z mieszkańcami Aten. Myśliciel zadawał swoim rozmówcom pytania, czym są: piękno, sprawiedliwość, czy mądrość, uzyskując w odpowiedzi zaledwie opis przykładów tychże terminów, bez próby wniknięcia w głębię zagadnień i znalezienia definicji dostatecznie szeroko i precyzyjnie je opisujących.
Przeciwwagą dla mniemań miał być dla Platona świat idei - istniejący naprawdę, oparty na wiedzy (episteme), poznawany dzięki filozoficznemu namysłowi. Postuluje on postawienie na czele państwa króla-filozofa. Jego zadaniem byłoby niejako odcyfrowywanie sprawiedliwych rozwiązań pochodzących ze świata idei i wprowadzanie ich w życie. Porządek taki stałby się jednocześnie zaprzeczeniem demokratycznego chaosu opartego na wspomnianych mniemaniach.
Te dualizmy nastręczały myślicielom sporo trudności już od czasów greckich. Samych rozważań, czy idealne państwo uważał autor koncepcji za możliwe do realnego wprowadzenia powstały setki. Platon był zaś oskarżany o to, że jego utopijna wizja, najeżona ekscentrycznymi pomysłami, stała się inspiracją dla XX wiecznych totalitaryzmów. Współczesne demokratyczne systemy polityczne są zaś tak mocno osadzone w świecie platońskich mniemań, że poza salami wykładowymi uniwersytetów, wszyscy niejako zapomnieli o propozycjach antycznego filozofa.
Być może nadchodzi czas powrotu do tych koncepcji. Bliższe wniknięcie w teorie Platona skłoniło mnie do refleksji na temat przyszłości. Czy zbliżające się nieubłaganie powstanie sztucznej inteligencji, wielokrotnie przewyższającej możliwości kognitywne ludzkiego umysłu, to szansa na wprowadzenie w życie pomysłu króla-filozofa, ale z wyłączeniem najsłabszego ogniwa tego, jak i każdego innego systemu politycznego, jakim jest ludzki partykularyzm? Czy rozwój robotyki i automatyzacji, oraz wynikający z tego stopniowy zanik rynku pracy, a także postulaty wprowadzenia gwarantowanego dochodu podstawowego, są szansą by "człowiek demokratyczny", uwolniony od konieczności zarabiania na życie, zwrócił swój wzrok ponownie w kierunku spraw publicznych, realizując republikańskie ideały, mające swoje korzenie w starożytności?
Intuicja podpowiada mi, że odpowiedzi na te i wiele innych pytań, przed którymi niebawem staniemy (to naprawdę jest pytanie "kiedy", a nie "czy"), leżą w myśli społeczno-politycznej od antyku do nowożytności. Jednocześnie prawdopodobnie zaślepia mnie technooptymizm. Może śmiałość z jaką chcę połączyć utopijne filozoficzne wizje, z możliwościami, jakie niedługo się przed nami otworzą dzięki wykładniczemu przyspieszeniu technologicznemu, bardziej przypomina początkowe sceny filmu "I am legend". Słyszymy w nich, w retrospekcji, naukowca, który obwieszcza światu, że niniejszym udało się pokonać mechanizm działania choroby nowotworowej i ludzkość niniejszym uwolni się od tego schorzenia. W tamtym wypadku, ten przełom w medycynie skończył się apokaliptycznie. Czy podobnie będzie w kontekście, o którym wspominam, mimo że na scenę wkraczają aktorzy, nie będący ludźmi, a przewyższający nas inteligencją? Niedługo się przekonamy.