📖18/2023 - Charles King - O północy w Pera Palace, Narodziny współczesnego Stambułu
W toku przygotowań do podróży nad Bosfor sięgnąłem wreszcie po tę pozycję, zakupioną odruchem entuzjazmu podczas jakiegoś spaceru, chyba jeszcze w pandemii. Było warto, bo książka przedstawia narodziny współczesnej Turcji w niesztampowy sposób.
Poza klasyczną warstwą historyczną, portretującą uwiąd i upadek Imperium Osmańskiego i początki tureckiej republiki, znajdziemy tu także obraz równoległy. Jego osią jest historia hotelu Pera Palace wzniesionego w 1892 roku, jako przybytku mającego gościć najznamienitszych klientów, docierających do Stambułu (wtedy jeszcze Konstantynopola) sławnymi wagonami Orient Expressu.
Losy tego budynku, jego kolejni, pochodzący z różnych narodowości i warstw społecznych właściciele, plejada znanych z kart historii gości, niczym w soczewce oddają burzliwe dzieje dawnej stolicy Bizancjum w pierwszej połowie XX wieku. Wszystko to wzbogaca mnogość anegdotycznych wydarzeń ze świata literatury, muzyki, filmu. Całokształt wytwarza bardzo specyficzną atmosferę, zachęcającą nas, by zatopić się w tym unikalnym miejscu, położonym na styku dwóch, a może po prostu wielu światów.
Pozwala nam wreszcie Charles King poczuć, że Stambuł, tak bliski i tak odległy zarazem, jest nieprawdopodobnie "wpięty" w krwiobieg Europy i jej historii. Jest to miejsce zamieszkania wieloetnicznej mozaiki ludzi, będącej spuścizną dwóch nieistniejących już imperiów - Bizancjum i Osmańskiego. To tutaj dotarli uciekinierzy rosyjskich "białych" z armii Wrangla i Denikina, po bolszewickiej rewolucji 1917 roku. Nie stało to na przeszkodzie przed przybyciem nad Bosfor szukającego schronienia przed Stalinem Lwa Trockiego zaledwie kilka lat później. Tędy próbowały tworzyć swoje kanały przerzutowe państwa i organizacje chcące ratować żydów z gehenny holocaustu. Wszystkie te wydarzenia pozostawiły na tkance miasta swoje niezmywalne ślady, a my zapoznajemy się z nimi na kartach tej historii.
Werdykt? Warto odwiedzić Stambuł. Choćby tylko literacko!
Refleksja polityczna (nie podarowałbym sobie).
Republika Turcji jest państwem zbudowanym na idei nacjonalistycznej. To wokół tej ideologii udało się zjednoczyć społeczeństwo, które rozbite następstwami I wojny światowej i rozkładu Imperium Osmańskiego zmotywowało się do narodowowyzwoleńczej walki przeciwko Grekom i alianckim kuratorom urzędującym w stolicy. Przebitki tego nacjonalizmu widać zarówno w okresie międzywojennym - czystkach etnicznych i dyskryminacji w stosunku do innych niż turecka grup etnicznych zamieszkujących dawne ziemie osmańskie (ludobójstwo Ormian), jak i współcześnie. Jeszcze raptem kilka lat temu dzieci rozpoczynały każdy dzień szkolny recytacją patriotycznej formułki.
Ciekawe jest to, że są oczywiście niepodważalne paralele z odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Następstwo I wojny światowej, granice utrwalane orężem, w kontrze do konferencyjnych ustaleń "możnych tego świata", charyzmatyczna figura ojca niepodległości, entuzjazm budowy nowego społeczeństwa w międzywojniu. Jednocześnie jednak, tak wiele nas różni. Polskim Ataturkiem (toutes proportions gardes) był socjalista, który w dodatku wysiadł z tego pociągu na przystanku niepodległość. Polski ruch narodowy został zaś ukręcony zamachem majowym w 1926 roku i Berezą Kartuską w latach 30. Czy Turcja pokazuje nam, jak mogło wyglądać państwo zbudowane przez endecję? Ale też, jakże inaczej losy tego kraju zdefiniowała bezwzględna geopolitycznie geografia!
Ciekawa to była lektura i gorąco ją polecam.