15/2022 Stephen Hawking - Krótka historia czasu
Dziś kilka słów nie tylko o samej książce, ale także o potrzebie mierzenia się z niezrozumiałym. O potędze intelektualnego wyzwania i przyjemności jaką niesie nawet nie tyle sprostanie mu, co samo podjęcie rękawicy. Jest bowiem taki moment, taka chwila, kiedy dawno nieużywane, niby nienaoliwione tryby w naszym umyśle nagle zaskakują. Rozumiem! I jest to serotoninowy, euforyczny kick, nieporównywalny z niczym innym.
Uczucie to kilkukrotnie towarzyszyło mi ostatnio dzięki geniuszowi Stephena Hawkinga, próbującego dotrzeć do takich mat-fizowych prostaków jak ja. Wiele akapitów musiałem przeczytać czterokrotnie, sporą część wywodu zrozumiałem w niezwykle uproszczony sposób, sporej części zapewne w ogóle. Była to jednak podróż fascynująca. Do gwiazd. Do początków wszechświata. Do pierwszych lekcji fizyki, kiedy żmudny tok szkolnego nauczania nie zarżnął jeszcze mojego entuzjazmu do tego przedmiotu. Podróż do dzieciństwa, kiedy wyobrażenie nieskończoności kosmosu wprawiało mnie w trudne do opanowania przerażenie. Kto nie marzył o zostaniu astronautą, niechaj pierwszy rzuci kamieniem!
Nie może w tych kilku zdaniach zabraknąć zachwytu nad geniuszem autora, próbującego trafić pod strzechy z niezwykle skomplikowanymi zagadnieniami. Ale także podziwu dla każdego naukowca - teoretyka, bez względu na to, czy jest to fizyk, czy filozof. Jakże ogromna pewność siebie, granicząca z zuchwałością, musi stać za próbą opisu rzeczywistości, bez podpierania się instrumentarium badań. Jakże piękny i odważny musi być taki umysł! Życie znakomitej większości ludzi to odtwarzanie ustalonych i narzuconych schematów. Jest coś metafizycznego w kontakcie z jednostkami, które jak powiedziałby Steve Jobs, nie tylko poczuły że rzeczywistość jest plastyczna, ale także zaczęły ją kreować.