12/2022 Marcin Piątkowski - Europejski Lider Wzrostu
Niejeden las stał się ofiarą opracowań na temat polskiej transformacji ustrojowej i gospodarczej. Setki tomów napisano zarówno z perspektywy historycznej (chociażby doskonała "Historia polityczna III RP" Antoniego Dudka, czy też seria "Po Południu" Roberta Krasowskiego), polityczno - filozoficznej (by wymienić chociażby książki Jadwigi Staniszkis i Roberta Matyji), ale też czysto społecznej (uznana, polska szkoła reportażu dała popis także w tej tematyce). Nie będę też szczególnie odkrywczy, jeśli powiem, że spór o przebieg polskich przemian lat 90' definiuje rodzimą scenę polityczną od ponad ćwierćwiecza, utrwalając bolesny podział na dwa zwalczające się plemiona. Obciążeniem wspomnianej debaty jest silne zaangażowanie uczestników po jednej bądź drugiej stronie sporu politycznego wraz ze wszystkimi tego przykrymi konsekwencjami.
Książka prof. Marcina Piątkowskiego, ekonomisty Banku Światowego, oraz byłego wizytującego ekonomisty na uniwersytecie Harvarda, jest chlubnym wyjątkiem od tej reguły, a przyczyna tego jest niezwykle prosta. Otóż opracowanie to zostało napisane w pierwszej kolejności z myślą o odbiorcy zagranicznym, a nie krajowym. To, oraz ekonomiczny wymiar książki, wymuszający poruszanie się w obszarze twardych danych i niepodważalnych wskaźników, stanowią o sile rzeczonej analizy. Co zatem stwierdza autor?
Piątkowski, orędownik sukcesu polskich przemian ustrojowych, czerpie z instytucjonalnej teorii rozwoju państw, stworzonej przez D. Acemoglu i J.A. Robinsona, którzy podzielili występujące społeczeństwa na oligarchiczne i inkluzywne. W największym skrócie, w tych pierwszych zyski czerpie wąska grupa osób, w tych drugich - całe społeczeństwo. Ekonomista szeroko udowadnia, że przejście od społeczeństwa oligarchicznego do inkluzywnego, niezbędne dla wzbogacenia się wszystkich obywateli, jest niezwykle trudne i udało się zaledwie garstce państw na świecie (w momencie pisania książki wskazuje na 45 takich przypadków). Rzadko kiedy dochodzi do tej zmiany w sposób pokojowy. Oligarchiczna "grupa trzymająca władzę" nie ustaje bowiem w staraniach, by utrzymać w ręku swe źródła dochodów. Polska dokonała tego awansu dołączając do grupy najzamożniejszych państw świata. I w tym miejscu należy pochylić się nad kilkoma niezwykle ciekawymi spostrzeżeniami, jakich dokonał Piątkowski.
Po pierwsze stara się on rozbroić mit XVI wiecznego "złotego wieku" na naszych ziemiach, a także niezwykle brutalnie obchodzi się z polską szlachtą okresu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dla każdego zaznajomionego z polską historią brzmi to trywialnie, ale dzięki porównaniom jakich autor dokonuje, między społeczeństwem I RP, a społeczeństwami Europy Zachodniej różnice stają się jeszcze bardziej dojmujące. Uderzające jest przede wszystkim obrzydzenie z jakim ta warstwa społeczna traktowała jakiekolwiek przejawy przedsiębiorczości i działalności zarobkowej. Nie występowała też u nas na szeroką skalę klasa kupiecka, czy mieszczańska, a jej skrawki pozbawione były praw politycznych. Zadania te wypełniali u nas obywatele narodowości żydowskiej lub niemieckiej.
Po drugie, i tu przechodzimy do elementów bardziej obrazoburczych, Piątkowski wskazuje na komunizm jako czynnik, który co prawda odebrał nam wolność i doprowadził ostatecznie do gospodarczej katastrofy, ale także niejako wyzerował stosunki społeczne na ziemiach polskich, likwidując feudalno-oligarchiczne relacje między ziemiaństwem, a chłopstwem. Gospodarka centralnie planowana, oraz wywłaszczenie własności prywatnej stanowiły zaś swoistą redystrybucję, będącą oczywiście równaniem w dół, ale jednak równaniem.
Jedna część mnie chce oczywiście w tym momencie krzyczeć, że autor nie wkalkulował w to równanie przerażającej ofiary jaką ponieśliśmy w II wojnie światowej, w Katyniu, w okresie stalinowskim czy w stanie wojennym. Druga, nie może nie przyznać, że wprowadzona za komuny powszechna edukacja, dostęp do służby zdrowia, oraz właściwa likwidacja ziemiaństwa i pańszczyzny, dały nieosiągalny wcześniej start życiowy niższym warstwom społecznym, który stał się udziałem milionów polskich rodzin w tym mojej. Kwestią nie do rozstrzygnięcia pozostaje, jak wyglądałaby powojenna Polska, po właściwej stronie żelaznej kurtyny - Piątkowski argumentuje, że utrzymujące się przedwojenne stosunki oligarchiczne w polskim społeczeństwie, mogły być trwałym hamulcem w rozwoju.
Wreszcie, ekonomista wskazuje na niebywały sukces gospodarczy okresu III RP, bardzo szeroko argumentując, dlaczego Polska poradziła sobie najlepiej ze wszystkich państw byłego bloku wschodniego. Nie będę tu wgryzał się w szczegóły, naprawdę warto sięgnąć do książki, która nie jest publicystycznym pitu-pitu, tylko dogłębną naukową rozprawą. Pozwolę sobie jednak wskazać na kilka danych. Polskie społeczeństwo startowało w 89 roku z poziomu dochodów niższego niż społeczeństwa Ukrainy, Gabonu czy Surinamu. Spójrzmy przede wszystkim na dzisiejszą Ukrainę. Do 2019 roku PKB na głowę mieszkańca wzrosło w Polsce 2,5 krotnie, a po uwzględnieniu różnic w sile nabywczej, 3 krotnie - do 30 tys. dolarów. Polska rozwijała się w tym okresie najszybciej na świecie wśród krajów o podobnym poziomie dochodów, prześcigając między innymi Singapur, Tajwan, czy Koreę Południową. Wszystko to udało się osiągnąć, mimo zmieniających się w tym okresie 17 rządów, ze wszystkich opcji politycznych. Dzieła reform dokonywali m.in. tacy oponenci jak Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko.
Czy to wszystko ważne? Jaki to ma wpływ na nas? Co to oznacza na przyszłość? Chcemy tego, bądź nie - próba dogonienia poziomu zamożności "zachodu" definiuje dążenia ludzi zamieszkujących teren nad Wisłą, od przeszło tysiąca lat. Najczęściej z bardzo miernym skutkiem. O tragizmie naszej historii i mierności części naszych elit niech zaświadczy fakt, że najbliżej do tego poziomu było nam dotychczas w okresie zaborów, gdy szacowany poziom zamożności mieszkańców ziem polskich był na poziomie 55% europy zach. Jeśli więc spojrzymy na stopień rozwoju państw, jako na trwającą nieprzerwanie przez wieki sztafetę, to uzmysłowimy sobie doniosłość chwili, w jakiej się znajdujemy. W 2019 roku osiągnęliśmy poziom 65% zamożności mieszkańców strefy euro. Najbardziej prawdopodobny scenariusz dalszego rozwoju prognozuje osiągnięcie 85% tej wartości w roku 2030.
Niniejszym, we wspomnianej, niekończącej się sztafecie pokoleń, przejmujemy pałeczkę w chwili niepowtarzalnej szansy zrealizowania tych dążeń. Jesteśmy winni dorośnięcie do tych wyzwań, nie tyle naszym przodkom - nie śmiem apelować o jakiś wyższy, abstrakcyjny poziom patriotyzmu. Jesteśmy to winni sobie. Myślę, że żadne z nas, z naszego pokolenia, nie czuje się w niczym gorsze od obywateli Europy Zachodniej. Często jednak brakuje nam wiary w siebie i ulegamy stereotypowym sądom o nas samych. Bliższe zapoznanie się z naszym gospodarczym i politycznym success story może być doskonałym remedium na tę bolączkę. Stąd gorąco polecam książkę Marcina Piątkowskiego. Warto.