"To skomplikowane".
To jeden z możliwych do ustawienia statusów relacji, na zapomnianym przez wszystkich Facebooku. To też najtrafniejsze określenie dla mojego stosunku do Jacka Bartosiaka. Autora, z którym zapoznałem się bliżej dobre kilka lat temu, na długo przed jego medialną karierą. Od tego czasu cenię jego szeroką, interdyscyplinarną wiedzę, świeżość spojrzenia nieskażonego polskim piekiełkiem, szanuję też uczciwość intencji o jaką go podejrzewam. Był jednak taki moment, dobre kilka miesięcy temu, kiedy miałem go serdecznie dość. Bartosiak wyłaził bowiem z lodówki.
Jak wiadomo, różnica między lekarstwem a trucizną to jedynie dawkowanie.
A jak jest z "Najlepszym Miejscem Na Świecie"?
Przede wszystkim nie można Jackowi Bartosiakowi i jego drużynie odmówić wyczucia czasu. Bardzo głośny raport o Armii Nowego Wzoru opublikowali oni w przededniu wybuchu wojny na Ukrainie. Stali się potem czołowymi jej komentatorami, znajdując z jednej strony kościół wyznawców, z drugiej - bojówkę zajadłych krytyków broniących status quo w dziedzinie obronności w Polsce. "Najlepsze Miejsce Na Świecie", solowa książka Bartosiaka opisująca patologie struktur państwa polskiego znajduje zaś na naszych oczach bolesne potwierdzenie w historii ze zgubioną w Bydgoszczy rakietą i ponurymi politycznymi następstwami tego wydarzenia.
Można twierdzić, że to szczęśliwe koincydencje.
Trzeba mieć jednak sporo złej woli, żeby nie dopuszczać myśli, że Panowie ze Strategy & Future są jednak profesjonalistami. Abstrahując już od zbiegów okoliczności, wzniecili oni w naszym kraju debatę wokół tematów bezpieczeństwa i strategii i to w najlepszym możliwym momencie, za co należy im się medal.
Przejdźmy do książki.
Uwiódł mnie jej tytuł. Tak, Polska to najlepsze miejsce na świecie i jednocześnie "najlepsze miejsce na świecie". Można powiedzieć, że Bartosiak ubrał w słowa uczucie, z którym wielu z nas w Ojczyźnie żyje. Opisywane w publikacji mechanizmy kolesiostwa, skupienia na aspektach pozamerytorycznych, tworzenia towarzystw wzajemnej adoracji i plotkarskiego fermentu, wszechobecna amatorszczyzna, a także toczący system publiczny nowotwór braku długofalowej strategii w kluczowych dla Polski kwestiach, są łatwe do wyobrażenia dla każdego, kto miał z sektorem państwowym kiedykolwiek do czynienia.
Ale jest druga strona.
Mamy bowiem w Polsce szczęście do wybitnych jednostek, przepełnionych patriotycznym poczuciem misji. Osób, które mogłyby osiągać ponadprzeciętne sukcesy w innych dziedzinach życia, ale oddały się sferze publicznej. Jako naród niesiemy też bagaż pięknej i bogatej, tysiącletniej historii. Tradycję uważanej przez wielu za najbliższego protoplastę dzisiejszego projektu europejskiego Unii polsko-litewskiej. Z jej wielonarodową mieszanką etniczną, tolerancją religijną i wolnością szlachecką. Mamy wreszcie na koncie imponujący sukces gospodarczo-polityczny ostatniego trzydziestolecia, wypracowany wysiłkiem społeczeństwa. Wśród 25 największych gospodarek świata, w tym okresie szybciej rozwijały się tylko Chiny.
Wszystko to mieści ten dwuznaczny tytuł.
Inną jego mocną stroną są, obok tematów bieżących fragmenty, w których Bartosiak opowiada o sztuce wojskowej dawnej Rzeczypospolitej, o teatrze militarnym niziny środkowoeuropejskiej, albo o przeprowadzonych w ramach NATO grach wojennych, na których polski zespół zaskoczył amerykańskich generałów.
Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to one stanowią o sile "Najlepszego Miejsca Na Świecie". Rzadko przebijają się w wystąpieniach publicznych autora i może dlatego odebrałem je z taką świeżością.
Wybaczam więc Jackowi Bartosiakowi.
Wybaczam mu wyłażenie z lodówki. Wybaczam mu jego hermetyczny, specyficzny język. Uproszczenia, skróty myślowe i truizmy dotyczące światowej gospodarki. Wybaczam mu nawet opisaną w książce, nieco kuriozalną historię chińskiego "męża szwagra, siostry", oraz obsesyjne powoływanie się na każdym kroku na amerykańskie kontakty.
Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą.
Nasza debata publiczna potrzebuje nowych impulsów. Polska potrzebuje nowoczesnego, świeżego spojrzenia na dziedziny, w których nie jesteśmy czempionami innowacji.
Trzymam więc kciuki za Jacka Bartosiaka i jego zespół i życzę im powodzenia.
Lepiej bym tego nie opisal. Znam sie z Jackiem jeszcze z Nowego Yorku. Swietny ekspert i intelektualista.