Trzy refleksje w nawiązaniu do tej książki, która towarzyszyła mi w wyprawie do Stambułu i Turcji:
Po pierwsze, podróżować można na wiele sposobów i z wiekiem chyba nauczyłem się to robić lepiej. Pełniej. Zacząłem po prostu do wypraw jakkolwiek się przygotowywać. I nie mówię tu o jakimś karkołomnym planowaniu. Wykształciłem po prostu przyzwyczajenie czytania książki dotyczącej najbliższej destynacji.
"Też mi odkrycie", ktoś powie.
Dla mnie stało się to jednak totalnym gamechangerem, dzięki któremu czuję, że zanurzam się w danym miejscu na zupełnie innym poziomie. Nie inaczej było tym razem i jest to dla mnie na tyle ważne, że o tym tutaj wspominam. Różnica między patrzeniem na stertę kamieni, a widzeniem w nich jakiegoś świadectwa historii jest po prostu aż tak duża. Bez wątpienia książka Judith Herrin pozwoliła mi poczuć w Stambule ducha Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego i już sam ten fakt dobrze o tej pozycji świadczy.
Po drugie, w tej podróży i lekturze towarzyszyła mi swoista nostalgia. Wspaniałe kościoły przemianowane na meczety. Brak wstępu na galerię Hagia Sophia. Ukryte za zasłonami chrześcijańskie mozaiki. Zmieciony z powierzchni ziemi wielki pałac cesarzy wschodu. Ruiny.
Czy to wszystko w ogóle się wydarzyło?
Kiedy jedziesz do Rzymu, to całe miasto kipi antycznym dziedzictwem. Tak, panteon został przemianowany na chrześcijańską świątynię, co z resztą pozwoliło mu w ogóle dotrwać do naszych czasów, ale to nie jest tak, że dorobek starożytnego Rzymu jest trudny do odnalezienia. Podobnie jest w Egipcie. Turystyka tego kraju opiera się w dużej mierze na Gizie, Dolinie Królów i spuściźnie swojej odległej, pięknej historii.
Tymczasem jest w Stambule takie odczucie, że Bizancjum jest jakby schowane. Przykryte pyłem historii. Trzeba je dopiero odsłonić, odkurzyć, zejść do podziemi, trochę tak, jak schodzi się do Basilica Cistern, jednego z najciekawszych zabytków tego miasta.
Jasne, wynika to z ponad 500 lat osmańskich i tureckich rządów w tym miejscu. Trudno odbierać im prawo do kształtowania i zmiany swojego otoczenia. Po prostu zwracam uwagę na inny sposób obcowania tutaj z antykiem. Dla mnie było to ciekawe i w pewnym sensie refleksyjne.
Po trzecie i zapewne nie jestem w tym odosobniony, kiedy myślę o średniowieczu to mam przed oczami rycerzy zakutych w zbroje. Zamki. Wszechwładny kościół. Czarną śmierć. Feudalny system społeczny i czarną śmierć. Zetknięcie z Bizancjum opisanym przez Judith Herrin było odtrutką na te stereotypy. Nieco więcej napisałem o tym świeżo po powrocie z podróży:
Bizancjum. Historia, która jakby nigdy się nie wydarzyła. Zapomniana. Zredukowana do krzywdzących stereotypów o przepychu. Wrzucona do jednego worka z bezzasadnym oskarżeniem średniowiecza, jako ciemnogrodu i zacofania. Przykryta osmańskim turbanem.
Tymczasem było Wschodnie Cesarstwo Rzymskie prawowitym przedłużeniem tego Zachodniego, antycznego. Motorem rozwoju chrześcijaństwa. Mecenasem sztuki, kultury, filozofii. Przedmurzem Zachodu w zwarciu z islamem.
Było wreszcie unikalną mieszanką tradycji łacińskich i greckich. Mistycznego obrządku religijnego. Czci ikon. Ikonoklazmu. Sztuki mozaikowej. Krainą dworskich eunuchów, gwardii wareskiej, cesarzy kobiet, oraz władców pochodzących z najniższych warstw społecznych, jak chociażby największy z nich, fundator Hagia Sophia, Justynian.
Konstantynopol pozostawał zaś przez grubo ponad 1000 lat stolicą świata. Położoną na styku kontynentów, szlaków handlowych, kultur i religii. Czerpiącą to co najlepsze z każdej strony. I promieniował swoją cywilizacją, chociażby chrystianizując część Słowian.
Bardzo chciałem to zobaczyć, świeżo po wizytach w Atenach i Rzymie. Było warto. Choć sporo zostało na kolejny raz. Lub na lepsze czasy, jak zamknięte galerie na piętrze Hagia Sophia, ze względu na przekształcenie tejże na powrót w meczet.
Polecam tę książkę i wizytę w Stambule i Turcji. Warto!
Uwielbiam Stambuł. Pierwszy raz zobaczyłam to miasto w 2001 roku. Wędrując dalej. W Damaszku widziałam w TV zamach WTC i wiedziałam - że nie będzie już tak jak było. Nigdy nie jest. Ale do Stambułu wracałam. Wciąż innego. Tej książki nie znam, więc zaraz ją odszukam w sieci. Dzięki!